Subiektywny Dziennik Filmowy. Czy warto sięgać po klasykę i to z Azji. Warto. Chociażby po to, aby przekonać się, że w Indiach powstają filmy nie tylko w stylu „bollywood”. Trafiłam na film z lat 60., a dokładnie z 1966 roku – „Idol”, który wyreżyserował Satyajit Ray. Film ten można określić indyjskim kinem drogi. Główny bohater – gwiazda kina – udaje się w podróż do Dehli po odbiór nagrody. Jako środek lokomocji wybiera pociąg. Ta 24 godzinna podróż, to nie tylko poznanie innych ludzi, to zajrzenie w głąb samego siebie. Nieoceniona okazuje się być w tym wypadku młoda dziennikarka. Wpierw bohater odrzuca jej prośbę o wywiad, aby następnie w pełni go zaakceptować. Dzieli się w nim z dziennikarką swoimi największymi wewnętrznymi sekretami, wątpliwościami. To dzięki rozmowie tych dwojga poznajemy historię aktora. Jestem pozytywnie zaskoczona. Gdyby nie stroje i inne charakterystyczne dla Indii rzeczy, czujemy jakbyśmy oglądali klasyczne kino europejskie.
Pozdrawiam
Gosia Stanek