„Proces Siódemki z Chicago” (2020) – reż. Aaron Sorkin
Subiektywny Dziennik Filmowy. W weekend postanowiłam sięgnąć po nowość na NETFLIX, czyli „Proces Siódemki z Chicago” w reżyserii Aarona Sorkina. Scenariusz filmu powstał na faktach autentycznych i przedstawia jeden z najsłynniejszych procesów w historii USA. W trakcie Krajowej Konwencji Demokratycznej w 1968 dochodzi do protestów i brutalnego starcia uczestników z policją i Gwardią Narodową. Organizatorzy protestu stanęli przed sądem.
Ponieważ interesują mnie filmy o tematyce prawnej, to ten wydawał się idealny na weekend, zwłaszcza, że nie jest krótki. Jedyne 130 minut. Cóż muszę powiedzieć, że dawno tak się nie męczyłam na filmie. Wszystko byłoby super, akcja w głównej mierze toczy się na sali sądowej. Mamy potyczki pomiędzy Sędzią, Adwokatem, Prokuratorem.
Masa słów, masa zdań, masa rozmów. I w zasadzie po 10 minutach wysiadłam. Za dużo tej treści. Początek filmu totalnie „przegadany”, a konieczność skupienia się na tym kto co mówi, przekroczyło moje możliwości i po 40 minutach zrobiłam sobie przerwę. Już nawet nie wiedziałam, kto, co, do kogo i po co powiedział. Drugi raz zasiadłam do filmu w niedzielę. Kawa poszła w ruch, jakieś precelki. I „jedziemy dalej”. Akcja filmu nabrała rozpędu gdzieś od 80 minuty. Już siedziałam i nie mogłam się oderwać. Co będzie dalej? Co będzie dalej? Nagle bohaterowie zaczęli mniej mówić, nagle pojawiły się pauzy, które zaczęły budować napięcie. Aktorzy zaczęli nie tylko przechodzić przed ekranem, ale i wchodzić w relacje między sobą. Zaczęli się pokazywać, jako bohaterowie z krwi i kości. Wszystko zaczęło nabierać tempa. A całość zaczęła przypominać prawdziwy dramat sądowy na miarę „Dwunastu gniewnych”. Cóż, mam problem z tym filmem, jeśli chodzi o ocenę. Z jednej strony odradzam, czekać 80 minut, aby wreszcie zacznie się coś rozkręcać, to trochę kiepsko. Z drugiej strony, może warto przecierpieć te 80 minut, aby przez kolejne 40 (po odjęciu napisów) delektować się bardzo dobrze skonstruowanym dramatem sądowym. Cóż wybór pozostawiam wam.
Pozdrawiam
Gosia Stanek