Vita i Virginia (2018) – reż. Chanya Button – recenzja

Vita i Virginia” (2018) – reż. Chanya Button

Subiektywny Dziennik Filmowy. Dziś sięgnęłam po film biograficzny, który wypatrzyłam na HBOGO – „Vita i Virginia” z 2018 roku (reż. Chanya Button). Film obejmuje okres kiedy Virginia Woolf rozpoczęła romans z inną angielską powieściopisarką Vitą Sackville-West. Ich romans wyprzedzał swoje czasy, i bulwersował londyńskie elit. Jednak to dzięki niemu Woolf napisała jedno ze swoich największych dzieł – powieść „Orlando”. Scenariusz filmu został oparty na sztuce Eileen Atkins i na listach jakie pisały do siebie Virginia i Vita. W główne role wcieliły się Gemma Arterton i Elizabeth Debicki.

Cóż, muszę przyznać, że troszkę męczyłam się na tym filmie. Z biografiami jest ten problem, że często mamy swoje własne wyobrażenie o danej postaci, które wyrobiliśmy sobie na bazie zasłyszanych lub przeczytanych informacji. Nie bardzo ta moja wizja Woolf pasuje mi do gry Elizabeth Dembicki. Trudno też powiedzieć czy autorka filmu chciała się bardziej skupić na relacji między Paniami, czy efekcie ich relacji – czyli powstania powieści „Orlando”, a może do kontrowersji jakie wzbudzał ich związek w środowisku londyńskich elit? Najbardziej skłaniam się do tego pierwszego. Czyli, że reżyserka skupia się na tym jak rodziła się relacja między Vitą i Virginią.

Kwestie związane ze społecznym przyjęciem i akceptacją związku dwóch kobiet są tu według mnie całkowicie pominięte. A rzekomo związek ten bulwersował i szokował londyńskie elity. Jedynie matka Vity, jest zdecydowanie przeciwna wszystkiemu, ale w zasadzie tylko dlatego, ze boi się wykluczenia ze środowiska przez relacje jej córki. A nie tak naprawdę jej związkiem z kobietą. To samo tyczy mężów obu Pań czy najbliższych. W filmie jest to pokazane jakby mężowie i rodziny w zasadzie akceptowali w mniejszym lub większym stopniu ten romans. W filmie to bardziej Panie były dla siebie „problemem” i „komplikacją” niż świat zewnętrzny. Bardziej jakby one same nie mogły zaakceptować swojej relacji a nie społeczeństwo. Przynajmniej ja tak to odbieram. Ale ile osób obejrzy film tyle będzie zdań.

Sporym minusem dla mnie to muzyka, która pojawia się w filmie. W większości zbyt nowoczesna i za bardzo „widoczna”, co kłóciło się z obrazami pod jakie była podkładana w danym momencie. Kłóci mi się też sama idea nowoczesnej muzyki do filmu przedstawiającego okres początku XX wieku. Jak dla mnie idealna muzyka w filmie to taka, której nawet nie zauważamy. Lub też jest bardzo intensywna, ale współgra całkowicie z obrazem. Tutaj wszystko się rozchodzi. Niestety kwestia doboru i użycia muzyki w tym filmie wpłynęło mocno na mój odbiór całego obrazu.

Czy polecam film? Mam mieszane uczucia. Raczej nie polecam.

Pozdrawiam

Gosia Stanek

Podziel się:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

4 + dwadzieścia =