Mahamedou Ould Slahi urodził się na Mauretanii. Był chlubą rodziny. Otrzymał stypendium i wyjechał studiować do Berlina. Do domu wraca na rodzinną uroczystość. Niestety nie kończy się ona dla Mahamedou dobrze. Pod dom rodzinny podjeżdża policja i służby mauretańskie. Zostaje aresztowany. Wpierw myślał, że został zatrzymany przez pomyłkę, i że sprawa szybko się wyjaśni. Niestety zostaje przekazany amerykańskim służbą, które wywożą go do więzienia w bazie Guantanamo. Tam bez oskarżenia jest przetrzymywany, poddawany fizycznym i psychicznym torturom, które mają doprowadzić do przyznania się do udziału w zamachu 11 września. Któregoś dnia w bazie Guantanamo pojawia się znana amerykańska prawniczka specjalizująca się w obronie więźniów politycznych, wraz ze swoją asystentką. Chcą pomóc Mahamedou w wyjaśnieniu sprawy i chcą doprowadzić do uczciwego procesu. Po drugiej stronie staje prokurator wojskowy, który ma rozkaz, aby za wszelką cenę doprowadzić do skazania więźnia na śmierć.
Tak zaczyna się akcja tego politycznego dramatu. Samotna jednostka kontra władza. Wyrwany ze swojego świata młody chłopak kontra bezwzględna machina i ludzie, którzy chcą zemsty. Nie patrzący na fakty, nie chcący poznać prawdy. To nie jest istotne, istotne jest to, aby więźniowie, oskarżeni przyznali się do winy i mogli być osądzeni. Nancy Hollender – adwokat, która podjęła się sprawy, jest bliska temu kierunkowi. Też chce, aby winnych zamachów ukarano. Jednak z pewną różnicą, chce aby oskarżeni mieli uczciwy proces, i chce, aby byli skazywani na podstawie prawdziwych dowodów winy. A nie na podstawie zeznań wymuszonych torturami, czy innymi sposobami. Wierzy w prawo, wierzy w sprawiedliwość. Nie może się pogodzić z tym, jak rząd, wojsko podchodzi do sprawy.
Film porusza bardzo trudny temat. Z jednej strony wszyscy widząc tragedię jaka wydarzyła się 11 września, chcielibyśmy, aby winni tego czynu odpowiedzieli, aby dostali surowe wyroki. Tak naprawdę dla nas każda osoba wyznania muzułmańskiego jest winna. Taka jest w większości nasza ocena. Dlaczego? Ponieważ jest obszar dla nas nieznany. Kultura, styl życia, religia są bardzo dalekie od naszej. Tak dalekie, że trudno jest nam ją zrozumieć. Dodatkowo najczęściej jedyny przekaz jaki mamy podawany w mediach, przez polityków i inne środowiska to ciągłe podawanie tylko negatywnych informacji. Co wiemy o muzułmanach? Co wiemy o regionach w którym najbardziej wyznaje się islam? Ciągłe konflikty, to tam mają siedziby i stamtąd wywodzą się organizacje terrorystyczne, restrykcyjne zasady religijne. Tylko tym cały czas jesteśmy karmieni. Tylko na takich informacjach buduje się nasza wiedza w zakresie kultury, religii. Nie znamy innego punktu widzenia. Dlatego łatwo nam jest uznać, że wszyscy muzułmanie są winni. Podejrzani, uwikłani w akcje terrorystyczne. Tym łatwiej jest nam wydać wyrok skazujący na Mahamedou Ould Slahi. Po co jakieś śledztwo i proces? Niestety, ale podejście stereotypowe króluje. I przesłania prawdziwe fakty. Przesłania to, że przed nami stoi prawdziwy człowiek. Chcący normalnie żyć, pracować, robić karierę. Który może i otarł się o niewłaściwych ludzi. Ale to wszystko.
W rolach głównych wystąpili Tahar Rahim (Mohamedou Ould Slahi), Jodie Foster (adwokat Nancy Hollander), Shailene Woodley (Teri Duncan), Benedict Cumberbatch (prokurator Stuart Couch). Muszę przyznać, że obsada aktorska została dobrana bardzo dobrze. Każdy z aktorów posługuje się w kreowaniu swojej postaci zupełnie innymi środkami, gra w inny sposób. Co podkreśla indywidualność każdej z postaci. Tahar Rahmi ukazuje nam swojego bohatera w sposób do końca niejednoznaczny. Jest w jego grze jakaś „szczypta” zawahania, nieszczerości. Ale nadaje to roli bardzo ciekawy charakter, nadaje postaci prawdziwości. W końcu każdy z nas ma jakąś sekretną tajemnicę. Czy chodzi o poglądy, zachowania, myśli, czy też o czyny. Jodie Foster gra twardą Panią adwokat, która wie czego chce, podąża za swoimi przekonaniami. Ale gdzieś tam zagubiła w sobie patrzenie na ludzi, są tylko sprawy. Do wygrania, lub do przegrania. Człowiek dla niej jest gdzieś tam między paragrafami, salami sądowymi, między aktami. Shailene Woodley wcielająca się w asystentkę, podchodzi zupełnie inaczej. Chce się zaprzyjaźnić z oskarżonym, pokazać mu ludzką twarz. Chce być miła, uprzejma. Ale czy to pozwala na chłodny, rzeczowy osąd sprawy. I na końcu Benedict Cumberbatch. Od razu widząc go za pierwszym razem, wiemy, że to człowiek z zasadami. Ma rozkaz i wykonuje go, ale nie jest ślepo zapatrzony. Wie czego chce. Czego potrzebuje. Ale jak dla mnie Cumberbatch niestety gra swoją postać w taki sposób, że jej kolejne ruchy, są przewidywalne. Z jednej strony bez wahania sam wykonałby wyrok śmierci na oskarżonym, ale z drugiej strony wierzy w prawo i wierzy w sprawiedliwy proces. Kiedy musi dokonać wyboru, pomszczenie śmierci swojego przyjaciela, a uczciwość względem siebie i innych – wiemy od razu co wybierze. Przez co trudno tu o jakieś napięcie, wahanie, dylemat.
A na koniec o samej realizacji. Trochę byłam zawiedziona. Film jest dość przewidywalny. Z jednej strony wiemy, że powstał on w oparciu o książkę napisaną przez głównego bohatera. Czemu się więc dziwić, że wszystko jest jasne. Jednak nie czuć tutaj za bardzo, żadnego napięcia. Nawet w sytuacjach skrajnych, dziejących się między bohaterami. Ciekawe zdjęcia, poszczególne kadry. Delikatnie wybrzmiewająca muzyka gdzieś w tle. Dostajemy taki ponad przeciętny film. Jednak jak na poruszany temat to przydałoby się coś mocniejszego.
Cóż, moja ocena? Spodziewałam się lepszego kina. Bardziej wciągającego. A dostajemy lekko ponadprzeciętny film. 6/10.
Pozdrawiam
Gosia Stanek