Powrót do przeszłości. Lata 90. „Zakochany Szekspir” (1998) – recenzja

W 1998 roku powstaje film „Zakochany Szekspir”. Co jak co, ale to nazwisko przyciąga. A skoro przyciąga, to przyciągnąć dałam się i ja. Choć czytając opis filmu wiadomo było, że użycie nazwiska wybitnego dramaturga jest tylko zabiegiem wykorzystany przez twórców do przyciągnięcia publiczności. Ale i tak uległam pokusie.

© 1998 – Miramax

Wariacja na temat powstania „Romea i Julii”

O czym jest film? Pamiętacie? Tak po krótce. William Szekspir, cierpi na niemoc twórczą. Pobrał już zaliczkę za nową sztukę „Romeo i Ethel. Córka pirata”. Udaje przed wszystkimi, że ciągle pisze, i już zmierza ku końcowi. A tak naprawdę, nie wie co zrobić. Weny nie ma, słowa się nie kleją, a zleceniodawca ciągle się dopytuje o postępy. Wszystko się zmienia, gdy Will zakochuje się w pięknej dziewczynie z bogatego domu. Oboje pałają do siebie wielkim uczuciem. Jednak ona jest już przeznaczona innemu. Dzięki miłosnym perturbacjom Szekspir, dostaje natchnienia. Jego sztuka nabiera kształtów, a życie samo pisze kolejne jej stronice.

Warto czy nie warto obejrzeć?

Film powiedziałabym przeciętny. Fajny do obejrzenia. Ale jak szybko i miło się go ogląda, tak szybko wyparowuje z pamięci. Taka miła, sympatyczna komedia romantyczna będąca wizją twórców na temat powstania sztuki „Romeo i Julia”. Mamy więc ciekawą postać historyczną – Szekspir. Ciekawą epokę, w której dużo się działo. Zakazaną miłość – mezalianse były niedopuszczalne. Mamy też przebieranki – ukochana Williama – Viola, przebiera się za mężczyznę, aby zrealizować swój plan zastania aktorką. (W tamtych czasach tylko mężczyźni mogli grać w teatrze. Nawet role kobiece.)

© 1998 – Miramax

Dużym plusem jest obsada, pierwszo i drugoplanowa. Joseph Fiennes, Gwyneth Paltrow. Może mnie nie zachwycili swoją grą, ale i też nie było dramatu. W rolach drugoplanowych wystąpili: Judi Dench, Ben Affleck, Colin Firth, Geoffrey Rush.

Dodatkowym plusem jest realizacja i zdjęcia. Dostajemy zgrabnie zrealizowany, przeciętny film. I to wszystko. Dlatego wielkim zaskoczeniem, był dla mnie fakt, że film dostał Oscara w 1999 roku i to w kategorii najlepszy film. Cóż, wątpliwa sprawa. Zwłaszcza, że konkurował z takimi filmami jak „Szeregowiec Ryan”, „Elizabeth”, „Cienka czerwona linia”, czy „Życie jest piękne”. Ale cóż, niezbadane są wyroki Oscarowej komisji.

Pozdrawiam

Gosia Stanek

Podziel się:

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

10 − siedem =