„What Happened, Miss Simone?” reż. Liz Garbus (2015)
Nina Simone amerykańska piosenkarka, autorka tekstów i pianistka. Jej marzeniem było zostać pierwszą czarnoskórą pianistką koncertową. Niestety marzenia nie udało się jej spełnić. Ale odnalazła się w muzyce na pograniczu jazzu, bluesa, rhythm and bluesa i soulu. Zaczęła występować jako pianistka i śpiewaczka w podrzędnych barach, by z czasem stać się wielką gwiazdą. W latach 60. zaangażowała się w ruch praw obywatelskich, co kosztowało ją karierę. Dodatkowo swoim zachowaniem zaczęła zrażać do siebie wielu ludzi, popadała w konflikt z prawem (niepłacenie podatków). Po wielu latach powróciła na scenę. Zmarła w 2003 roku. W roku 2018 została wprowadzona do Rock and Roll Hall of Fame.
W 2015 roku Netflix wyprodukował film dokumentalny, którego główną bohaterką jest Nina Simone. Dokument jest mieszanką rzadkich materiałów archiwalnych z koncertów, wywiadów, spotkań, czy zapiski z jej pamiętników, oraz archiwalne nagrania z wywiadów z jej mężem. Archiwalne materiały przeplatane są rozmowami z córką czy z bliższymi lub dalszymi współpracownikami Niny Simone. Przez pryzmat tych rozmów, nagrań poznajemy jak wyglądała jej kariera, jak się rozwijała. Przez jakie piekło musiała przechodzić, ale też jak trudną była osobą i jakie piekło potrafiła zgotować innym.
Liz Garbus – reżyserka filmu – świetnie wypośrodkowała wszystkie aspekty życia i twórczości Simone. Nie stara się przedstawić artystki jako ofiary, ani też jako osoby despotycznej. Pokazuje jej dobre i złe momenty. Stara się dotrzeć do tego, dlaczego jej życie artystyczne i prywatne było tak bardzo rozchwiane, niestabilne. Co było powodem, i dlaczego potoczyło się w tym, a nie innym kierunku. Mamy więc pytanie, ale też mamy i odpowiedź. Oczywiście jeśli pilnie śledzimy cały film. Daje nam to obraz Niny Simone, jako skomplikowanej osobowości. Po części w trakcie filmu mamy powracający wątek depresji, problemów psychicznych, jednak jest on jednym z elementów. Kiedy pod koniec filmu dowiadujemy się, od córki piosenkarki, że matka cierpiała na chorobę dwubiegunową i depresję maniakalną, wydawało się, że autorka w ten sposób zakończy film. Proszę wszystko się wyjaśniło, Nina Simone była cudowna, wszystkiemu winna była choroba. Ale nie. Reżyserka nie idzie w tę stronę. Nie kończy na tym filmu. Nie wybiela artystki w ten sposób. Tylko idzie dalej, rozmawia z ludźmi, którzy pomogli po diagnozie podnieść się Simone na nogi. Ale tylko dzięki temu, że sama tego chciała. Jej przyjaciele mówią wprost, dali artystce ultimatum, albo zgadza się na leczenie i może liczyć na ich wsparcie i pomoc – nie tylko w kwestii choroby, ale też w kwestii dalszej muzycznej kariery. Albo odmawia i zostaje sama. Artystka wykorzystuje szansę. Staje na nogi. Wraca do śpiewania i koncertowania. Teoretycznie mamy happy end. Ale nie do końca. Przed Simone i jej rodziną i przed przyjaciółmi była daleka droga, aby wrócić do normalności. Przeszłość nie daje tak szybko o sobie zapomnieć.
Polecam film. Klasycznie zbudowany dokument opowiadający o znanej postaci. Mamy – jak wspominałam – sceny archiwalne, układające się w chronologię, przeplatane nagranymi współcześnie rozmowami z żyjącymi współpracownikami i z córką. Mamy też wypowiedzi archiwalne byłego męża. Ale reżyserce udało się zachować obiektywizm w przedstawieniu swojej bohaterki. Nie opowiada się po żadnej ze stron. Nie ukrywa jej kłopotów, ani nie wybiela. Nie robi z niej bohaterki. Cytując materiały prasowe – reżyserka „tworzy niezwykły portret jednej z najmniej poznanych, choć najbardziej uwielbianych artystów naszych czasów”.