„Doktor Śmierć”, tak nazywano amerykańskiego lekarza Jacka Kevorkiana. Od lat 80. Opowiadał się on za eutanazją dla osób nieuleczalnie chorych, ale mogących podejmować świadome decyzje. Kevorkian oprócz propagowania eutanazji, walki o jej zalegalizowanie, był osobiście odpowiedzialny za czynny udział w ponad 130 tzw. „samobójstw wspomaganych”. Opracował również metody wykonywania eutanazji, które później wykorzystywał w swoich praktykach.
W filmie towarzyszymy głównemu bohaterowi od dnia, kiedy zakiełkowała mu myśl o zalegalizowaniu eutanazji w Stanach Zjednoczonych. Przechodząc przez korytarz w szpitalu, przez przeszkolone drzwi popatrzył w oczy umierającej kobiecie. To był przełom. Ten moment, który przeważył szalę. Wpierw Kevorkian namówił do pomocy siostrę, później swojego przyjaciela, a następnie organizatorkę Stowarzyszenia mającego pomagać prawnie osobom, chcącym zakończyć swoje życie.
Film nie opowiada się jednoznacznie po którejś ze stron. Mamy prawie na równi pokazanych zwolenników i przeciwników eutanazji. Twórcy nie skupiają się tylko na pokazaniu pozytywnych aspektów działania, każdej ze stron. Stara się rzeczowo przedstawić głównych bohaterów. Kevorkiana, jego pomocników: siostrę Margo Janus, przyjaciela Neala Nicol, szefową stowarzyszenia, Janet Good oraz jego adwokata Geoffrey’a Fiegera. Po drugiej stronie mamy różne organizacje protestujące przeciw eutanazji, mamy prokuratora walczącego z Kevorkianem, dziennikarza, który stara się obiektywnie przekazywać informacje na temat sprawy. Czy wreszcie Sądy. Które w tej sytuacji wypadają najsłabiej.
Bardzo trudny, kontrowersyjny temat, trudny film w odbiorze ze względu na podjętą w nim tematykę. Dylematy moralne, społeczne, etyczne, czy religijne. Oglądając film, trudno nie przyznać racji każdej ze stron. I w trakcie filmu, jak i po nim zostają bez odpowiedzi pytania: czy eutanazja powinna być zalegalizowana, kto powinien ją wykonywać, kto ostatecznie powinien badać pacjentów przed zogdą na eutanazję, czy pacjenci mają prawo decydować o sobie? Pojawiają się też wątpliwości co do samego działania doktora Kevorkiana. Czy faktycznie były one tak bardzo (jak przedstawia on sam) bezinteresowne. Czy faktycznie kierował się tylko dobrem ludzi? Czy może z powodu niespełnienia w zawodzie lekarza (nie wiadomo do końca dlaczego przestał być czynnym lekarzem. Czy nie chciano z nim współpracować i wykorzystano wiek emerytalny) zaczął zajmować się bulwersującym tematem, aby ściągnąć na siebie wzrok. Czy może jego działania są traumą po śmierci matki, której jako młody lekarz nie mógł pomóc w żaden sposób? Trudno odpowiedzieć na te pytania po obejrzeniu filmu.
To nie jedyne wątpliwości, które pojawiają się w czasie seansu. Zachowanie i działanie adwokata Kevorkiana – Geoffrey’a Fiegera – specjalistom od błędów medycznych jest też mocno niejednoznaczne. Bardzo szybko zgadza się pomóc Kevorkianowi w jego walce o prawo pacjentów do eutanazji. Podejmuje się jego obrony, kiedy jest oskarżany o zabójstwa, o niezgodne z prawem pozbawianie ludzi życia, o uczestniczenie w „samobójstwach wspomaganych”. Ale wraz z akcję filmu pojawiają się wątpliwości co do bezinteresownego zajmowania się tym tematem. Dzięki zajmowaniu się tak głośną sprawą Fieger coraz bardziej promuje siebie jako osobę. Jako wojującego adwokata, który wygrywa każdą, nawet najbardziej nie rokującą sprawę. W pewnym momencie wszystko staje się jasne. Po kolejnym sukcesie, ogłasza on, że będzie startował na stanowisko gubernatora stanu. W trakcie kampanii informuje, że nie popiera „samobójstw wspomaganych” i nie będzie popierał dążenia do ich legalizacji. Odwraca się więc od człowieka i od sprawy, która przysporzyła mu sławy i umożliwiła startowanie w wyborach.
Wątpliwe wydają się też być działania prokuratora i jego zwierzchnika. Prokurator stara się walczyć z Kevorkianem za wszelką cenę. Jednak przegrywa każdą sprawę. Jego przęłożeni zabraniają mu zajmować się kolejnymi oskarżeniami. Wręcz dochodzą do porozumienia z adwokatem Kevorkiana, że jeśli ten nie będzie się „wychylał” to pozwolą mu działać. Ale, Kevorkian „wychyla” się za bardzo. Co powoduje, że nowy prokurator dostaje zadanie wykończenia „Doktora Śmierć”. W czym dość skutecznie w ostatnim procesie pomaga mu Sędzia.
Powstaje pytanie, czy nie było innego sposobu, aby rozwiązać sprawę? Czy tak rozwinięty system Sądownictwa jaki jest w Ameryce nie mógł uporać się z rozwiązaniem sprawy? Czy może obawiano się podejmowania ostatecznych decyzji w którąś ze stron?
Cóż, zostajemy z wieloma pytaniami, dylematami. To film, obok którego trudno przejść obojętnie. A do tego jak dla mnie jest dobrze zrealizowany z świetnymi zagranymi rolami. Na ekranie możemy zobaczyć takie nazwiska jak Al Pacino, Susan Sarandon, John Goodman, Danny Huston.
Przy takim filmie trudno powiedzieć czy polecam czy nie. Polecam, bo daje dużo do myślenia. Jeden z tych filmów, koło których nie przechodzimy obojętnie.
Pozdrawiam
Gosia Stanek